top of page
Search
yoanna symbiosis

O Kosmosie i nierozumieniu // On Cosmos & on nonunderstanding



(English version below)


Dziś podzielę się z wami ilustracją, którą skończyłam niedawno, po latach od zaczęcia szkicu. Postał on zapomniany na ponad 7 lat i ostatnio przyszła do mnie potrzeba skończenia tego rysunku. Ilustracja ta jest częścią wystawy - opowieści o Jakościach trzecich - pomagających wychodzić po za dualizm (zapraszam was na nią tutaj).


To jest opowieść o jakości "nierozumienia"…

dlaczego?


Bo czuję, że tak wiele nie rozumiem… Nie rozumiem kosmosu… nie mieści mi się to w głowie, że są inne cywilizacje i jakie mogłyby być tego konsekwencje… Ale nie muszę wybiegać w przestrzeń tak daleko, bo wiem, że na tej planecie nie rozumiem tak wiele. Przed przyjazdem na pustynię uczyłam się rysować owady. Poznawałam entomologów, którzy udostępniali mi swoje kolekcje żuków, które następnie oglądałam pod mikroskopem i rysowałam. Rysując myślałam o tym jak bardzo są mi te istoty „obce” i niepojęte. Myślałam o tym, że nie rozumiem ich anatomii jak i tego, że niektóre z nich mają po kilkadziesiąt oczu. Zastanawiałam się jak te istoty widzą rzeczywistość? Napewno odbierają „tą samą rzeczywistość” zupełnie inaczej niż ja..


No i znowu.. nie muszę szukać w istotach zewnętrznych niezrozumiałych zagadnień. We mnie samej jest tyle niepojętego. Bardzo często nie rozumiem swoich emocji, reakcji czy snów... Jasne, że mogę szukać ekspertów od danych zagadnień by mi wyjaśniali to, co nieznane.. ale czuję głęboko, że nie tędy droga. Bo to nierozumienie jest piękne. Dlatego, że ten wszechświat jest znacznie większy, głębszy, szerszy i bardziej niespodziewany niż nasze umysły są w stanie objąć..

A więc ta grafika, którą zobaczycie niżej jest celebracją niewiedzy i nierozumienia właśnie i pokory do tego stanu.





Ale wpierw opowiem ci jeszcze o miejscu, w którym ta ilustracja zaczęła powstawać. Był rok 2014. Centralna Australia. Przyjechałam na pustynię, przez wielu nazywaną „środkiem niczego” i tam zaczęłam odkrywać wszystko: przestrzeń niekontrolowaną przez człowieka, w której jest nieskończoność możliwości i wymiarów; pozorną śmierć/hibernacje, w której jest pełen potencjał życia, który tylko czeka na kroplę wody by zaistnieć w pełnej krasie. Po wolontariacie w społeczności aborygeńskiej na ziemi Kayteye dostałam prace w zajeździe nieopodal - stacji benzynowej przy słynnej Stuart Highway. Zajazd ten oddalony jest o ok 300km od jednego miasta i ok 200km od drugiego i co najmniej po 100km od innych najbliższych stacji benzynowych. Ten zajazd, w środku buszu znany jest z tego, że w okolicy widywano ufo, niezidentyfikowane obiekty latające i słupy światła. Pasjonat tematu zainwestował w to miejsce w latach osiemdziesiątych i stworzył tam mały park rozrywki UFO. Wykopał jezioro na środku pustyni, stworzył kolejkę górską, salę konferencyjną, w której odbywały się zjazdy ufologiczne.. Gdy ja tam byłam widać było, że miejsce to lata świetności ma za sobą, ale wciąż było miejscem gdzie zatrzymuje się prawie każde auto. Żeby zatankować, na siku, coś zjeść, kupić bejsbolówkę z ufo, zrobić zdjęcie oczywiście, a czasem nawet zatrzymać się na noc. Posiłki jadło się w sali, gdzie za szybą leżał zahibernowany kosmita w trumnokapsule.





Moja praca polegała na malowaniu kosmitów - zrobienia murali w restauracji, pomalowania trójkątnej blaszanej rakiety przed wejściem i odnawianiem starych znaków przy autostradzie. Byłam tam przez 3 tygodnie. To dość długo jak na miejsce, gdzie na stałe mieszka 10 osób, nie ma zasięgu telefonicznego i internetu, czas płynie tam inaczej. Jednak uwielbiałam tam być i obserwować ile światów się tam spotyka - ludzie pracujący w zajeździe: od australijczyków po hindusów i filipnikę z córką; ludzie z plemion tej ziemi jak i okolicznych; turyści z całego świata; lokalni kowboje; pasjonaci UFO; podróżnicy przejedżający kilkutysięczną Stuart Highway na rowerach; kierowcy tirów - trucktrainów wożących towary na wielotysieczno kilometrowych trasach. Były tam też zwierzęta - kury (co składały jajka na siłowni); udomowiony kangur (który podkradał z kuchni kanapki); dwa białe osły (jeden z nich bywał terytorialny i siał realny postrach gdy stanął na drodze), duży czarny pies zwany Dużym Czarnym Psem (Big black dog) i parotygodniowy kot zwany Janem Pawłem (po papieżu).





Dnie spędzałam na tworzeniu projektów i malowaniu a popołudniami wszystko było możliwe - nie miałam samochodu, internetu czy zasięgu telefonicznego a od lat nie oglądam telewizji. Uczyłam się więc żonglować poi pod zapomnianym pomnikiem ryby nad półwyschniętym jeziorem, jeździłam z tamtejszym kolegą mechanikiem po buszu w poszukiwaniu części porzuconych na bezdrożach Fordów, Holdenów i Valiantów z lat 60tych. Ja zbierałam literki marek, z których wieczorami układałam słowa. Zakolegowałam się też z 5 letnią dziewczynką, która tam mieszkała jako jedyne dziecko. Była zafascynowana sztuką i chodziła za mną gdy malowałam i opowiadała mi o swoich snach, w których księżniczki robią piknik na pustyni i dolatują do nich kosmici. Znaleźliśmy któregoś dnia w buszu kawałek blachy na której i ona mogła namalować swoje dzieło - piękną ufo

księżniczkę z zieloną cerą i długimi srebrnymi włosami.




Cóż, pare moich malunków dalej zdobi to przedziwne miejsce w centralnej Australii, pare z nich już zostało przetransformowanych w coś innego, jednak to miejsce do mnie wraca raz na jakiś czas. I myśle sobie o niezwykłości jego i tego jak i wielu innych doświadczeń w moim życiu. To piękne, że ten świat nie mieści się w moim umyśle, bo nigdy bym nie wymyśliła takich okoliczności i scenariusza. Jak to powiedział Mark Twain „Prawda jest dziwniejsza od fikcji, a to dlatego, że fikcja musi być prawdopodobna. Prawda- nie.” A „prawdopodobna” to znaczy jaka? - mieszcząca się w naszym ograniczonym umyśle.


A więc jeszcze raz - niech żyje nierozumienie :) !







Today I will share with you the artwork that I finished recently, years after starting the sketch. It stayed forgotten for almost 7 years and recently I felt the need to finish it. This illustration is part of the story - exhibition of the „Third Qualities” - that are helping to go beyond duality.


And so this drawing is telling the story of quality of not understanding…

Why?


Because I feel that I do not understand so much ... I do not understand the cosmos ... I cannot believe that there are other civilizations… But I don’t even need to go that far as I feel I do not understand life on earth.. At the time I was also learning to draw insects. I met entomologists who shared their beetle collections with me, which I then looked at under a microscope and drew. While drawing, I thought about how "foreign" and incomprehensible these creatures are to me. I thought that I do not understand their anatomy and that some of them have several dozen eyes. I was wondering how these beings see reality? Surely they must perceive "the same reality" in a completely different way than I do .. And this is just one topic from a multitude of topics that I do not understand. Again, I do not need to go far into external world as so often I feel do not understand so much from my internal word - my emotions, reactions or dreams. Sure, I can look for experts on given issues to explain what is unknown to me .. but I don’t feel that’s the way to go about it… I feel deeply that this nonunderstanding is beautiful. Because this universe is much bigger, deeper, wider and more unexpected than our minds can comprehend ..

So this graphic is a celebration of of the state of nonderstanding and humility that comes with it.




Now let me tell you about the place where this illustration was started. It was 2014. Central Australia. I came to the desert, called by many "the middle of nowhere”„, and there I began to discover everything: a space uncontrolled by man, in which there is an infinity of possibilities and dimensions; an apparent death / hibernation in which there is the full potential of life, which is just waiting for a drop of water to blossom in all its glory. After volunteering in the Aboriginal community on Kayteye land, I got a job at an inn close by - a gas station on the famous Stuart Highway. This inn is located about 300 km from one town and about 200 km from the other one, and at least 100 km from other nearest gas stations. This inn in the middle of the bush is known for seeings of UFOs, unidentified flying objects and pillars of light. The enthusiast of the subject invested in this place in the 1980s and created a small UFO amusement park there. He dug a lake in the middle of the desert, created a roller coaster, a conference room where ufological conventions were held. When I was there, it was clear that this place is behind its heyday, but it was still a place where almost every car stops. To refuel, pee, eat, buy a UFO baseball cap, take a picture, and sometimes even stop for the night or few. If you ll get a meal you will eat it in a room where a hibernating alien in a coffin-capsule lay behind the glass.




My job was to paint aliens in a restaurant, repaint a triangular tin rocket in front of the entrance, and restore old signs by the freeway. I was there for 3 weeks. This is quite a long time for a place where 10 people live permanently, where is no telephone and internet coverage - time flows differently in such places. However, I loved being there and watching how many worlds meet there - people working in the inn ranging from Aussies to Hindu and Filipinos; the people of the tribes of this land and the surrounding area; tourists from all over the world; local cowboys; UFO enthusiasts; travelers traveling the several-thousand kilometers Stuart Highway on bicycles; drivers of trucks trains transporting goods on several thousand kilometers long routes. There were also animals - chickens (that were lying eggs in the outdoor gym) a half wild kangaroo (that was stealing sandwiches from the kitchen), two white donkeys (one of them was territorial and quite a bully when you stood in his way), a big black dog called Big Black Dog and a little cat called Jean Paul (after the Pope).


I spent my days creating designs and painting, and in the afternoons everything was possible - I didn't have a car, internet or telephone coverage, and I haven't watched TV for years. So I was looking for other things to do - I was learning to juggle with poi under a forgotten fish monument over a half-dry lake in the middle of the desert. I travelling out bush with a local friend who was a mechanic in search for car parts in abandoned in wilderness Fords, Holdens and Valiants from the 60s. I was collecting letters of carbrands, with which I playing composing words in the evenings. I also made friends with a 5-year-old girl who lived there as the only child. She was fascinated by art and she followed me when I painted and was telling me about her dreams in which princesses have picnics with aliens. One day we found a sheet of steel in the bush on which she could also paint her work - a beautiful UFO princess with a green complexion and silver hair.




Well, a few of my paintings still decorate this unusual place in central Australia, a few of them have already been transformed into something else, but Wycliffe Well every now and then comes back to my mind. And I think about the extraordinary nature of this place and this experience in my life. It's beautiful that this world is greater than my mind, because I would never have come up with such a story and scenario. As Mark Twain said, “Truth is stranger than fiction, but it is because Fiction is obliged to stick to possibilities." And what are the „possibilities” in this context? They don’t refer to real infinte possibilities that are out there, but to the scenarios that our limited minds consider „possible”.


So once again - let’s bless nonsunderstanding :)!




0 comments

Comments


bottom of page